Patronka parafii

NAJŚWIĘTSZA  MARYJA  PANNA  MATKA  KOŚCIOŁA

MODLITWA do Najświętszej Marii Panny


Z otchłani ziemskiej, o Mario! Do Ciebie
Na skrzydłach duszy modlitwę mą niosę;
Gwiazdo zaranna, co świecisz na niebie,
Kwiecie, co kwiatom ziemskim zsyłasz rosę,
Różo duchowa, szczycie rajskiej wieży,
Niech Ciebie moja modlitwa dobieży.
(...)
O! Matko moja! O nic Cię nie proszę,
Bo znasz tajniki mej duszy najskrytsze:
Znasz wszystkie chęci, które w sercu noszę.
Od ludzkich pragnień Twe laski obfitsze,
Więc to mi tylko użycz laską swoją,
Co zgodne z Niebios i co z wolą Twoją.

Władysław Bełza (1847-1913)

Imiona Maryi

Nazywamy Ją różnymi imionami, np. Najświętsza Maryja Panna, gdyż spośród wszystkich ludzi na świecie była, jest i pozostanie najświętsza. Dlaczego? Ona już od chwili swego poczęcia w łonie matki, świętej Anny, była wolna od dziedziczenia grzechu pierworodnego ze względu na to, że miała zostać Matką Boga-Człowieka. W swym życiu osobistym nigdy nie popełniła najmniejszego grzechu i to jest drugi powód Jej niezrównanej świętości.

Czy była jedynie Matką Jezusa jako człowieka (Christotokos)? - jak sądzą arianie czy muzułmanie. Jednocześnie Maryja była Matką Jezusa jako Syna Bożego. Dlatego - Ona jedna - nosi tytuł Bogarodzicy (Theotokos), Bożej Rodzicielki, Matki Boskiej.

Ze względu na Jej doskonałość (Niepokalane Poczęcie, osobistą bezgrzeszność) i godność Bożej Rodzicielki, Maryja - spośród wszystkich ludzi - jest duchowo najbliżej Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Jest szczególną Orędowniczką i Pośredniczką między nami, grzesznymi, a Panem Bogiem.

Dlaczego Matka Chrystusa jest także Matką Kościoła?

Kościół powszechny jest wspólnotą zbawienia. Ustanowioną przez samego Jezusa. Po wniebowstąpieniu Jezusa Maryja „modlitwami swymi wspierała początki Kościoła” - poucza Sobór Watykański II (LG 69). Przed zesłaniem Ducha Świętego Maryja - wraz z innymi kobietami - modliła się z apostołami o dary Ducha Świętego.

Niepokalana Dziewica i Najświętsza z ludzi, wolna od i wszelkiej zmazy pierworodnej, po zakończeniu życia ziemskiego, została wraz z duszą i ciałem wzięta do nieba. Jest to dogmat wiary uroczyście potwierdzony w połowie XX wieku. Wniebowzięta Maryja - w sposób szczególny uczestniczy w zmartwychwstaniu Jezusa i uprzedza zmartwychwstanie wszystkich pozostałych chrześcijan.

Jan Paweł II w swej pierwszej encyklice Redemptor hominis (Odkupiciel człowieka) pisał:

Jest Maryja Matką Kościoła dlatego, że na mocy niewypowiedzianego wybrania samego Ojca przedwiecznego i pod szczególnym działaniem Ducha Miłości, dała ludzkie życie Synowi Bożemu, od którego bierze łaskę i godność wybrania cały lud Boży, a „dla którego wszystko i przez którego wszystko.

Jej własny Syn chciał wyraźnie rozszerzyć macierzyństwo swej rodzonej Matki - rozszerzyć w szczególnym znaczeniu, łatwo dostępnym dla ludzkich dusz i serc - wskazując Jej z wysokości krzyża swego umiłowanego Ucznia jako syna. Chciał też Duch Święty, ażeby Ona sama, po Wniebowstąpieniu Pańskim, trwała w Wieczerniku na modlitwie i oczekiwaniu wspólnie z Apostołami aż do dnia Pięćdziesiątnicy, w którym widzialnie miał narodzić się Kościół, wychodząc z ukrycia.

A z kolei całe pokolenia uczniów, wyznawców, miłośników Chrystusa (...) niejako zabierały do siebie tę Matkę (...) My więc wszyscy, którzy stanowimy dzisiejsze pokolenie uczniów, wyznawców i miłośników Chrystusa, również pragniemy z Nią szczególnie się zjednoczyć. (...) Czynimy to z najgłębszej wiary, nadziei i miłości.

PATRONOWIE  DOLNEGO  KOŚCIOŁA

Błogosławiona Karolina Kózkówna - dziewica i męczennica

Wśród łąk i lasów ziemi radłowskiej położona jest mała wioska Wał - Ruda. To rodzinna miejscowość Karoliny Kózkówny. Najbliżej lasu usytuowany był jeden z przysiółków Wał-Rudy - Śmietana. W nim to znajdował się dom rodziny Kózków.

Jan i Maria Kózkowie mieli jedenaścioro dzieci. Karolina przyszła na świat jako czwarte dziecko w dniu 2 sierpnia 1898 r. Ojciec miał spokojne usposobienie, był pracowity, szczególnie darzył umiłowaniem modlitwę różańcową. Matka Maria była kobietą zapobiegliwą, gospodarną. Wymagała wiele od siebie, ale też od innych, miała zamiłowanie do pracy i modlitwy. Rodzice promieniowali religijnością i tak też wychowywali swoje dzieci.

A jaka była Karolina? Była skromną dziewczyną o wyrazistych rysach i bujnych, kasztanowo - rudawych włosach zaczesanych do tyłu. Budową fizyczną przewyższała swoje rówieśniczki. Naukę rozpoczęła w 1906 r. w szkole czteroklasowej, nauka trwała sześć lat, później uczęszczała jeszcze do tzw. klasy uzupełniającej. Wyróżniała się postawą religijną. Ze szczególnym zamiłowaniem uczyła się religii, a swoją wiedzę pogłębiała przez czytanie Pisma św., Żywotów Świętych, a także innych książek i czasopism religijnych. W domu często modliła się w ciemności. Najbardziej lubiła modlić się do Matki Najświętszej, św. Stanisława Kostki, patrona cnoty i czystości i do św. Barbary. Należała do grup parafialnych: Apostolstwa Modlitwy Bractwa Wstrzemięźliwości, Żywego Różańca. Karolina dużo pomagała swoim rodzicom, opiekowała się rodzeństwem, była uczynna dla bliskich, dla sąsiadów. Tak wiodła życie do szesnastu lat. Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, dotychczas ciche równiny nadwiślańskie zaroiły się od wojska. Wszędzie było pełno kwaterujących żołnierzy. Nie ominęli też i Wał-Rudy.

Dnia 18 listopada 1914 roku do domu Kózków wszedł rosyjski żołnierz. Była godz. 9:00. Karolina przygotowywała śniadanie dla domowników. W tej samej chwili przywołała ojca, który nosił paszę ze stodoły dla bydła. Jak się później okazało, był to ten sam żołnierz, któremu w sąsiedztwie bezpośrednio przedtem uciekła szczęśliwie, napastowana przez niego, młodsza koleżanka Karoliny, Maria Gulig. Żołnierz polecił Karolinie i jej ojcu ubierać się w drogę, rzekomo do komendanta. Oboje zaczęli protestować, ale złoczyńca był bardzo natarczywy. Karolina po raz ostatni spojrzała na obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy i wychodząc z domu, zarzuciła kurtkę brata i chustkę na głowę. Żołnierz rozkazał: „Idziemy do lasu". Po wejściu do lasu napastnik przyłożył ojcu lufę karabinu do głowy, nakazując wrócić do domu.

Ojciec przeciwstawiał się, ale na nic to się zdało. Córka wołała: „Tato nie odchodź", ale sterroryzowany i oszołomiony szybkością wydarzeń ojciec udał się do szwagra Macieja Głowy. Karolina została z uzbrojonym złoczyńcą.

Tymczasem w domu Kózków wszyscy przeżywali najczarniejsze godziny. Za każdym skrzypnięciem drzwi mówiono z nadzieją: „Karolina wraca". Ale dziewczyna już nigdy nie wróciła. Zginęła dnia 18 listopada 1914 r. przed godziną 10:00. Czwartego grudnia jeden z mieszkańców wioski Franciszek Siwiec zbierając drewno w lesie natknął się na martwe ciało Karoliny. Dziewczyna leżała na wznak, w lewej ręce miała zaciśniętą chustkę z głowy, trochę dalej były porzucone buty i kurtka. Pod głową i barkami znajdowała się kałuża zamarzniętej krwi. Powiadomiono ks. proboszcza Wł. Mondralę, który był dumny ze swej Karoliny.

Dokonano starannych oględzin miejsca zbrodni i oględzin ciała. W oparciu o zachowane protokoły, badania terenu, ekspertyz lekarzy - specjalistów, w szczególności dra Zdzisława Marka, profesora medycyny sądowej w Krakowie, następnie dra Giuseppe Palieri, specjalisty - neurologa z kliniki S. Giovanni w Rzymie można odtworzyć losy tej męczennicy.

Stwierdzono ponad sześć ran odniesionych przez bezbronną dziewczynę w walce z uzbrojonym przeciwnikiem. Były to: rana cięta w głowę o dł. 9 cm powyżej skroni, głębokie przecięcie szyi pod brodą, głębokie przecięcie od lewego ramienia w kierunku prawej piersi, na prawym przedramieniu odcięte aż do łokcia ciało z odsłoniętymi kośćmi, na lewej dłoni przecięte wszystkie palce do kości, mały palec zwisał na skrawku skóry, w okolicy lewego kolana rana o głębokości 5 cm, stopy i nogi podrapane od ostrych kolców. Śmiercionośna broń, która zadała wszystkie rany była prawdopodobnie bronią sieczną o znacznej długości i dość ciężką.

Zabezpieczone przez ks. Wł. Mondralę protokoły stanowiły później ważne świadectwo wydarzeń. Były podpisane przez Jana Barana, urzędowo potwierdzającego zgon oraz Rozalii Łazon - akuszerki. Dokumenty te wyraźnie stwierdzają, że na ciele Karoliny nie było żadnych śladów utraty dziewictwa.

Pogrzeb Karoliny był pierwszym przejawem kultu. W wygłaszanych przemówieniach przewijał się motyw chrześcijańskiej świętości i męczeństwa. Szesnastoletnia dziewczyna życie swe złożyła w heroicznej obronie czystości. Rodzice Jan i Maria Kózkowie zamiast posagu ufundowali jej nagrobny pomnik, który umiejscowiony był z woli bkpa Wałęgi na cmentarzu przykościelnym. Widniało kilka napisów upamiętniających to okrutne wydarzenie: „Tu spoczywa śp. Karolina Kózka, męczennica z ostatniej wojny światowej...", „Duszo dziewicza przed tronem Boga proś za nami i wypraszaj nam więcej takich dusz niewinnych". Po lewej zaś stronie napis: „Kochanej córce postawili rodzice".

Obecnie sarkofag z ciałem Czcigodnej Sługi Bożej znajduje się w kruchcie kościoła w Zabawie.

Karolina, jako dziecko wsi, dziecko pól i lasów nadwiślańskich miała duszę bardzo wrażliwą na piękno przyrody. Las towarzyszył każdemu jej dniowi, był ciekawą i bogatą księgą. I tak się złożyło, że ukochany przez Karolinę las, był świadkiem jej ostatnich chwil. Przyjął i przygarnął męczeńskie ciało dziewczyny i pierwszy poniósł w świat wieść o jej męczeńskiej śmierci.

10 czerwca 1987 r. papież Jan Paweł II podczas swej trzeciej pielgrzymki do Polski ogłosił Karolinę Kózkównę błogosławioną i ustanowił jej wspomnienie na 18 listopada.
Karolina zginęła śmiercią męczeńską pod ciosami szabli rosyjskiego żołnierza jako szesnastoletnia dziewczyna. Kochała życie, ale jeszcze bardziej Boga. Dlatego nie ulękła się tak ogromnego cierpienia. Dla Niego ocaliła swą dziewczęcą niewinność.

Błogosławiony Ks. Stefan Wincenty Frelichowski

frelichowskiSługa Boży Ks. Stefan Wincenty Frelichowski urodził się 22 stycznia 1913 r. w Chełmży. Tutaj uzyskał świadectwo dojrzałości. Po chwilach walki z samym sobą wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie, uzyskując 14 marca 1937 r. święcenia kapłańskie. Był najpierw kapelanem i osobistym sekretarzem Biskupa Chełmińskiego St. W. Okoniewskiego, a od 1 lipca 1938 r wikariuszem parafii p. w. Wniebowzięcia NMP w Toruniu.

Zasłynął jako wzorowy kapłan, wzięty kaznodzieja, opiekun chorych, serdeczny przyjaciel dzieci i młodzieży, organizator prasy kościelnej działacz misyjny. Dnia 18 października 1939 r. został aresztowany przez hitlerowców i osadzony w toruńskim Forcie VII, a następnie w obozach koncentracyjnych: Stutthof, Sachsenhausen - Oranienburg, Dachu. Życie obozowe, gehenna szarych dni, głód, ból, poniżenie, maltretowanie fizyczne i moralne znosił z całkowitym zaufaniem wobec Stwórcy. Niósł ludzką i kapłańska pociechę wszystkim. Organizował wspólna modlitwę, potajemne, katakumbowe Msze Św., spowiadał, niósł Chrystusa Eucharystycznego. Dzielił się swoją głodową porcją pożywienia. Dzielił się z innymi swoimi czasem, samym sobą. Narażał się tysiące razy na pewną śmierć postrzegając we współbracie potrzebującego, sponiewieranego, głodnego i nagiego Chrystusa.

Spiesząc z pomocą zarażonym tyfusem plamistym współwięźniom sam się zaraził. Poniósł śmierć męczeńską spowodowaną udrękami i cierpieniami obozu koncentracyjnego dnia 23 lutego 1945 r.

Dnia 7 czerwca 1999 r. Ojciec Święty Jan Paweł II na toruńskim lotnisku, tuż obok Fortu VII, ogłosił ks. Wincentego Stefana Frelichowskiego błogosławionym.
Ustanowił jego wspomnienie na dzień 23 lutego.

MODLITWA o łaski za wstawiennictwem Sługi Bożego Ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego

Wszechmogący i miłosierny Boże, Ty nam dajesz pasterzy według serca swego, uzdatniając ich do ofiarnej miłości na wzór Jezusa Chrystusa, Dobrego Pasterza. Napełniony taką miłością, kapłan Stefan Wincenty Frelichowski, uczestnik cierpień Chrystusowych, poniósł męczeńską śmierć w służbie braciom, którzy doznali ogromu krzywd, bólu i opuszczenia. Idąc ciemną doliną, zła się nie uląkł, lecz mężnie zło dobrem zwyciężał.
Racz, Panie, za wstawiennictwem Sługi Bożego Stefana Wincentego udzielić mi łaski ..., o którą pokornie Cię proszę. Spraw również w swej dobroci, aby ten heroiczny świadek miłości pasterskiej rychło dostąpił chwały Błogosławionych i Świętych. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.
Amen